Nasza felietonistka M. powraca! Tym razem "na jej widelcu" są lekarze i jest szpital. Przeczytajcie!
Nie od dziś wiadomo, że my matki musimy być sprzątaczkami, psychologami, kucharkami, pogotowiem ratunkowym, sercowym itd. Niestety, ale po raz kolejny już w swym życiu musiałam się popisać intuicją i jakąkolwiek wiedzą medyczną...
W poniedziałek przed długim weekendem mojej córci nasiliły się ataki astmy. Udałyśmy się więc do naszej fajnej nowej pani doktor. Wszystko osłuchowo było ok. Niestety w międzyczasie z wtorku na środę dopadła ją gorączka.
Ponownie (w środę) udałyśmy się do lekarza i niestety nas zatrzymali nas na oddziale z podejrzeniem zapalenia oskrzeli i wysoką gorączką. W czwartek przyszła inna pani doktor, która uznała, po osłuchaniu mojego dziecka, że dziecko ma zapalenie płuc i ma zajęty prawy płat i dołączyła kolejny antybiotyk plus lek wykrztuśny (astmatykom z astmą oskrzelową się takowych nie podaje, gdyż mogą doprowadzić do duszności, ale lekarze wiedzą lepiej....),a potem po diagnozie skierowała nas na prześwietlenie płuc.
Zdjęcie nie wykazało zapalenia płuc, ale jedynie małą zmianę oskrzelową charakterystyczną dla przeziębionego astmatyka. Opis przyniosła nam już nasza pani pediatra, która miała dyżur i miała do siebie pretensje (choć nie było żadnej jej winy, że u córki się infekcja, a dokładniej porządne przeziębienie, które dało nasilenie astmy rozwinęło później), że tu trafiłyśmy i przekazała nam informacje o zdjęciu.
Powiedziała, że wyjdziemy zapewne po weekendzie najpóźniej, by mała wybrała pierwszy antybiotyk na przeziębienie i odstawiła ją od wykrztuśnego leku. W sobote była pani doktor, która nas przyjęła i potwierdziła wszystko co powiedziała nasza pani pediatra. Dzień wypisu miał nastąpić we wtorek. W poniedziałek pojawiły się dwie lekarki w tym ta, która uparcie twierdziła, że moja córka ma zapalenie płuc i wyjdzie może we wtorek.
We mnie, aż się krew zagotowała. Powiedziałam wszystko co mówiły poprzednie panie doktor i to co wiedziałam z opisu zdjęcia córki i powiedziałam, że nie pozwalam dziecka leczyć na chorobę, której nie ma i dawać jej leków na nieistniejąca chorobę, bo jej szkodzą.
LEKARZE! CO SIĘ Z WAMI DZIEJE?!
W dodatku narobiłam również rabanu, gdyż moje dziecko zostało odstawione od leku, które ma na stałe ze względu na astmę, bez konsultacji z alergologiem i pulmonologiem, u którego się leczy! Dajecie wiarę?
W odwecie usłyszałam jakim prawem poważam zdanie lekarza, który więcej się zna. Posłyjąc wiązankę odpowiedziałam, że takim iż wiedząc jaką ma przypadłość moje dziecko interesuje się pomocą i tym co jej wolno a co nie, nawet jeżeli chodzi o leki. Poza tym od kiedy diagnozuje się od razu zapalenie płuc po osłuchu daje się leki, a nie robi się zdjęcia jeszcze przez postawieniem diagnozy?
I wypisałam dziecko na własne życzenie oczywiście słuchając, że robię źle i nie odpowiedzialnie. Po powrocie do domu dałam dziecku leki odpowiednie i antybiotyk doustny, który został do wybrania na pierwszą diagnozę i dziecku nic nie jest. Nie kaszle, nie ma duszności itd.
Przerażające jest to, że w dzisiejszych czasach nie można zaufać już większości lekarzom! Trzeba mieć zdrowie i siłę, by z nimi walczyć i ich pilnować. Okropna jest myśl, że nasza Polska służba zdrowia prędzej nas wykończy niż wyleczy!
Pamiętajcie rodzice, że jeżeli jesteście czegoś pewni i macie pewne obawy czy racje to nie bójcie się o nie walczyć i nie wierzcie ślepo lekarzom. Bo jak się kolejny raz niestety na naszym przykładzie okazuje Ci wykształceni też się bardzo mylą!
M.
Skontaktuj się z autorem tekstu: admin |