"Siedź cicho, a dostaniesz awans" - te słowa usłyszał urzędnik z 10-letnim stażem od burmistrza Ryk, Jerzego Gąski.
Krzysztof Gregorczyk cicho siedzieć nie chciał i....stracił pracę - dowiadujemy się z TVN24
Jak informuje TVN24 pan Krzysztof od 10 lat zajmował sie kontrolą finansów w ryckim magistracie. Kiedy wykrył nieprawidłowości chodziło m.in. o nieuzasadnione zwolnienia podatkowe lokalnym przedsiębiorcom, udał się z tym do burmistrza, ten jednak zamknął za nim drzwi.
- burmistrz powiedział, że oskarżam niewinnych ludzi i wyrzucił mnie za drzwi- mówi pan Krzysztof w wywiadzie dla telewizji. Po tej sytuacji był pewien, że już stracił pracę, jednak ponowna rozmowa z Jerzym Gąską zaskoczyła urzędnika. Burmistrz miał bowiem zaproponować mu stanowisko skarbnika gminy w zamian za milczenie podaje TVN24
-Bałem się- mówi Krzysztof Gregorczyk i sprawę zgłosił na policję
Za umorzenia podatkowe burmistrzowi postawiono zarzuty niedopełnienia obowiązków, a tym samym działał na szkodę interesu publicznego Ryk, ponieważ miasto miało na tym stracić aż 94 tys.zł. Za co grozi burmistrzowi kara do 3 lat pozbawienia wolności.
- pan Krzysztof pracę stracił w wyniku reorganizacji urzędu- mówi Jerzy Gąska i dodał, że "stracił do niego zaufanie"- w rozmowie z dziennikarzem TTV Rafałem Stangreciakiem.
Krzysztof Gregorczyk sprawę skierował do sądu pracy, a sam jest na zasiłku podają media.
Postępowanie burmistrza oburza specjalistów z Fundacji Batorego, zwłaszcza że pracę stracił Krzysztof Gregorczyk, a w urzędzie nadal pracuje Tadeusz Bartnik, który choć ma wyrok za jazdę po pijanemu, to jego reorganizacja urzędu nie objęła.
![]() |